á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Marta Grzywacz, warszawska dziennikarka, na podstawie dokumentów z wielu archiwów na świecie, bogatej bibliografii, rozmów ze świadkami przedstawiła w swojej książce Nasza Pani z Ravensbrück historię Niemki – Johanny Langefeld (ur. (...) 1900) – głównej nadzorczyni w hitlerowskich obozach koncentracyjnych dla kobiet w Lichtenbergu, Ravensbrück oraz Auschwitz-Birkenau w latach 1938–1943. W miejscach kaźni, w których uwięzionym oprawcy urządzili „piekło na ziemi”.
Do tego kręgu osób „zamiłowanych do zła”, jak nazwał okrucieństwo wyzwolone w ludziach przez totalitaryzm wybitny polski filozof ks. prof. Józef Tischner w swoim tomie Nieszczęsny dar wolności, należała zapewne i Langefeld – kobieta bez zawodu, bezpartyjna, samotna matka jedynaka. W obozowym fachu zarządzania więźniarkami i strażnikami musiała być sprawna i skuteczna, skoro kilkukrotnie powierzano jej znaczące stanowisko Oberaufseherin. Musiała też wiedzieć i choćby biernie uczestniczyć w potwornościach, jakie działy się w tych obozach: rozstrzeliwania, doświadczenia medyczne, komory gazowe, krematoria, upodlenie „życia niegodnego życia”.
Langefeld, schwytana w grudniu 1945 na terenie Niemiec przez wojsko amerykańskie, starała się pokazać jako postać pozytywna (przecież to ją w 1943 roku SS aresztowało, a potem wyrzuciło do cywila). Przekazana we wrześniu 1946 Polakom była chyba pewna kary śmierci w procesie niemieckich zbrodniarzy przed krakowskim sądem. Ale.. I tu właśnie zaczyna się nieprawdopodobny wątek jej życia i tej historii.
Polskie więźniarki z obozu Ravensbrück – zmarło w nim 92 tys. ze 132 tys. uwięzionych kobiet, najwięcej było z Polski – wzięły Langefeld w obronę, bo ich zdaniem ona na nią zasługiwała. Autorka książki przytacza kilkadziesiąt ocen oraz opinii udręczonych we wspomnianym obozie kobiet, które w większości potwierdzały, iż nadzorczyni „była zawsze bardzo ludzka”. Wspólnie podkreślały, że nie odznaczała się okrutnym traktowaniem więźniarek w ogóle ani złym stosunkiem do Polek w szczególności. W tym przekonaniu spowodowały jej ucieczkę z więzienia Montelupich, której nikt nie zauważył, na dzień przed wigilią Bożego Narodzenia w 1946 roku. To zapewne również byłe więźniarki, wespół z innymi osobami, przez 10 lat (sic!) w różnych miejscach Polski ukrywały Langefeld i ułatwiły jej w 1956 roku wyjazd do Niemiec, do syna, dzięki umowie o łączeniu rodzin.
Poszukiwania zbiegłej nazistki w Polsce tamtego czasu były raczej niewykonalne, zresztą zakończono je w roku 1949. Na dodatek, jak zauważył cytowany w opowieści historyk Marcin Zaremba, wyobrażenie sobie, że więźniarki mogły pomoc w ucieczce i ukrywaniu zbrodniarki wojennej, przekraczało możliwości ówczesnych śledczych. Po ponad siedmiu dekadach od tamtych wydarzeń też trudno sobie taką sytuację wyobrazić, dlatego tak interesująca i zarazem ważna jest ta publikacja, ukazująca nieznany epizod okrutnej wojny.
Grzywacz z wielką dociekliwością i bezstronnością spróbowała opisać i zweryfikować wszelkie ślady związane z bohaterką tej książki, zmarłą w 1974 roku (jej syn zmarł rok później). Reporterce nie udało się odnaleźć żadnej informacji, jak po zniknięciu Langefeld polskie władze odpowiedziały Amerykanom na ich pytania, czy przebywa ona w więzieniu i jaką otrzymała karę?
Piotr Wasilewski Biblioteka Kraków